Buszujący w zbożu

„Buszujący w zbożu” J. D. Salingera to książka dla każdego, kto ma już za sobą okres dojrzewania. Nie wniesie nic nowego do Twojego życia, ale poczujesz się dobrze z tym, że czasy pierwszych pryszczy minęły.

Mam problem

Po zakończeniu lektury nie do końca wiedziałem, co myśleć o tej książce. Przez jakiś czas wydawało mi się wręcz, że jest niesamowicie durna.

W żadnym wypadku nie chcę odmawiać talentu Salingerowi – „Buszujący” jest świetnie napisany i czyta się go jednym tchem. Akcja rozwija się w rozsądnym tempie, przynudzając tylko momentami. Ekspresywne dialogi i wyrazisty styl to miód na wyobraźnię czytelnika. Problemem okazał się dla mnie główny (anty)bohater, któremu w kilku momentach miałem ochotę zrobić krzywdę, chociażby, nie wiem, zamazując jego imię długopisem – tak bardzo mnie wkurzył.

„Jestem właśnie strażnik w zbożu”

Przeczytałem gdzieś, że powieść Salingera ma być „apoteozą dzieciństwa”. Sam doszedłem do kompletnie odmiennych wniosków.

Holden Caulfield to zarazem najmocniejszy i najsłabszy punkt „Buszującego w zbożu”. Poznajemy go w momencie, gdy po raz kolejny został wydalony ze szkoły z powodu słabych wyników w nauce i błąka się bez celu przed powrotem do domu rodziców.

Jest leniwy i uparty. Jest niezrozumiały dla świata i sam nie rozumie świata wokół siebie. To prawdopodobnie największy pozer, jakiego miałem nieprzyjemność spotkać na kartach powieści. Przemądrzały nastolatek, który pozjadał wszystkie rozumy. Wyjątkowy, ale tylko we własnym odczuciu. Krytykuje wszystko i wszystkich, obwinia świat za swoje niepowodzenia i nie dostrzega, że sam jest dla siebie największym problemem. Ja, dwudziestojednoletni student, błędy w rozumowaniu tego głupiego dzieciaka mógłbym zliczyć na czułkach zwisających z twarzy Cthulhu. Ty na pewno też nie miałbyś z tym problemów. A Cthulhu ma wiele czułków.

I mimo to wszystko… w jakimś stopniu go rozumiem. Ba! Jest mi go żal. Bo każdy miał w sobie takiego Holdena. W niektórych siedzi pewnie całe życie.

Dla kogo i o czym?

W moim odczuciu książka ta opowiada o zagubieniu i braku swojego miejsca. O jednostkach, które zakładają maski cynicznych buntowników, chociaż najchętniej usiadłyby w kącie i zaczęły płakać. O ludziach tak samotnych, że zapraszają na drinka taksówkarza, który podwozi ich właśnie do baru, bo nie mają z kim się napić.

Ogarnij się i dorośnij jak najszybciej, Holden, potem jest już lepiej.

A Ty przeczytaj tę książkę. Nie uczyni Cię na pewno lepszym człowiekiem, ale może przypomnieć stare, nie-zawsze-dobre czasy. W moim przypadku było to całkiem orzeźwiające doświadczenie.