Okołopiosenki #003 – Dzyń, dzyń, dzyń

Pantha Du Prince & The Bell Laboratory

Sześć dowodów na to, że dzwonki w muzyce nie powinny kojarzyć nam się tylko z kolędami.

Wstęp (dzwoni w uszach)

W ramach „Okołopiosenek” w każdy poniedziałek o 12:00 serwuję sześć kawałków powiązanych ze sobą jakimś motywem. We współtworzeniu tego cyklu uczestniczysz także TY, wrzucając własne propozycje utworów do komentarzy. W efekcie powstaje niecodzienna, tematyczna baza dobrej muzyki. Profit!

Byłem wczoraj na bardzo, bardzo fajnym koncercie w ramach krakowskiego festiwalu Unsound. Pantha Du Prince razem z The Bell Laboratory dali wspaniałą demonstrację tego, jaki użytek można zrobić na scenie z dzwonków, które kojarzą nam się raczej z przeżytkiem i tradycją, a nie świeżością i innowacyjnością. Czy są jedynym projektem, który korzysta z dobrodziejstw tego instrumentu? Oczywiście, że nie. 🙂

Dzisiaj na tapetę bierzemy piosenki z wszelkiej maści dzwonami i dzwonkami.

Pantha Du Prince & The Bell Laboratory – Photon (Elements of Light, 2012)

Napisałem już, że Pantha i Norwegowie z The Bell Laboratory nie mają monopolu na dzwonki, owszem, ale za nic nie potrafiłbym wskazać w świecie muzyki rozrywkowej nikogo innego, kto robiłby z nich użytek na taką skalę i z takim rozmachem. Z dedykacją dla wszystkich osób, którym techno kojarzy się z imprezą w remizie.

Donnie Brooks – Mission Bell (SP, 1960)

Głowy nie dam, ale wydaje mi się, że jest to pierwszy hit z dzwonkami, jaki powstał kiedykolwiek. Za wyłączeniem kolęd oczywiście. Przyjemny, wesolutki szlagier o miłości, warto znać.

The Smashing Pumpkins – Disarm (Siamese Dream, 1993)

Jeden z najpopularniejszych utworów Dyń także dzwoni. Smutna melodia, smutny tekst, generalnie dużo smutku, ale jak to świetnie brzmi! Pamiętam do teraz, jak na ich tegorocznym koncercie na OFF Festivalu publika skandowała „The killer in me is the killer in you”. Wiszące w powietrzu emocje można było kroić nożem.

Pierre Henry – Psyché Rock (Messe pour le temps présent, 1967)

Bujająca kompozycja francuskiego pioniera muzyki konkretnej, która brzmi, jakby powstała co najmniej trzydzieści lat PO swojej premierze. Na jej podstawie skomponowano motyw przewodni „Futuramy” – niestety już bez dzwonków.

Jean-Jacques Perrey – E.V.A. (Moog Indigo, 1970)

Następny kawałek – także autorstwa Francuza – utrzymany jest w podobnym klimacie. Kolejne partie szalonej funkowej gry na syntezatorze przedzielane są dzwonkami, a im głębiej w las, tym ciekawiej się robi i więcej się dzieje.

Spiritualized – No God Only Religion (Ladies and Gentlemen We Are Floating in Space, 1997)

Rozłożenie tego utworu na czynniki pierwsze i wychwycenie wszystkich instrumentów, które się w nim pojawiają, zajęłoby solidną chwilę. Bardzo rozbudowana i bogata w treść kompozycja, która nie sprawia jednak wrażenia przesytu. Mniam.